poniedziałek, 26 grudnia 2011

Manya stylizowanya vol. 3

Każda paczka od firmy KEMON jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Kurier niespodziewanie puka do drzwi i zostawia przesyłkę o niewiadomej zawartości, która jednak zawsze cieszy oko i... włosy :))) Tym razem przywędrowały do mnie dwa kosmicznie wyglądające produkty do stylizacji linii Hair Manya: bardzo mocno utrwalający spray do włosów Adrenaline oraz lakier do włosów w sprayu Actyve Work.


Wielokrotnie zdołałam się już przekonać, że produkty Hair Manya do najzwyklejszych kosmetyków stylizacyjnych nie należą i zawsze potrafią mnie czymś zaskoczyć. Ich testowanie to prawdziwa przygoda, dlatego i tym razem byłam bardzo ciekawa rezultatów na głowie :))).


Andrenaline to lakier do włosów zawierający w swym składzie żywice, które bardzo silnie utrwalają nawet najwymyślniejsze fryzury. Wystarczy odrobina, żeby nasza czupryna trzymała się w ryzach. Silne utrwalenie ma swoje wady i zalety. Rewelacyjnie sprawdza się w przypadku bardziej skomplikowanych uczesań, koków, upięć, kiedy planujecie przetańczyć całą noc. Przy codziennych uczesaniach fryzura może jednak wydawać się nazbyt utrwalona, sztywna, nieruchoma. Ja Andrenaline rezerwuję sobie na wielkie wyjścia, karnawałowe imprezy, wesela itp. Przy tym stopniu utrwalenia mogę być pewna, że pomimo wywijanych na parkiecie hołubców moje uczesanie pozostanie nienaruszone, a wokół mnie będzie roztaczać się przyjemna woń egzotycznych owoców ;).


Actyve Work natomiast to lakier zapewniający elastyczność i objętość, nabłyszcza włosy i chroni je przed szkodliwym działaniem promieni UV. Bardzo się polubiliśmy. Przede wszystkim produkt nie zawiera aerozolu, dzięki czemu aplikacja odbywa się za pomocą pojedynczych psiknięć, które umożliwiają swobodne dozowanie i zapobiegają tworzeniu się na głowie skorupy. Produkt przyjemnie pachnie drzewem sandałowym, solidnie utrwala bez nadmiernego usztywniania fryzury, może nie nabłyszcza spektakularnie, ale dzięki temu efekt końcowy jest naturalny, a włosy trzymają się w ryzach. To lubię! :)

Jedyne, co w produktach nie przypadło mi do gustu, to - jak można się spodziewać - ich cena. 250 ml Adrenaline kosztuje 57 zł, 250 ml Actyve Work aż 72 zł. Stawki są iście zaporowe. Pamiętajmy jednak, że jakby nie było są to produkty profesjonalne, przeznaczone głównie do używania w salonach fryzjerskich, no i przede wszystkim skuteczne, a za skuteczność niestety czasami trzeba słono zapłacić. Z ofertą marki KEMON możecie się zapoznać na stronie kemon.pl, produkty możecie natomiast zakupić m. in. na stronie lokikoki.pl.

P. S. KEMON i mojaKOSMETYKOmania grają również na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zajrzyjcie TUTAJ i TUTAJ i zagrajcie z nami :))).

piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych...

Drogie Czytelniczki,
i ja życzę Wam zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia,
żeby upłynęły Wam one w zadumie i radości,
żebyście spędziły je w gronie najbliższych,
żebyście pofolgowały swojemu łakomstwu bez zbędnych wyrzutów sumienia;),
 żeby Mikołaj przewiózł Was na swoich sankach;)
i żeby pod choinką zostawił dla Was wymarzone prezenty,
żeby zabawa Sylwestrowa była szampańska
i żeby skok w Nowy Rok był na przysłowiowe "cztery łapy" 
:)))


Do zaklikania już wkrótce
Ściskam!

środa, 21 grudnia 2011

3... 2... 1... Gramy!

Kochani, wreszcie ruszyła akcja WOŚP we współpracy z marką KEMON i bloggerkami!!! :))) Jest mi niezmiernie miło, że mogę być jej częścią i Was również gorąco zachęcam do tego. O akcji pisałam już TUTAJ, więcej dowiedzieć się możecie również na jej oficjalnej stronie nomek.pl.


Jeśli chcecie, żeby ten przesympatyczny chłopiec zamieszkał razem z Wami, weźcie udział w licytacji odbywającej się TUTAJ, na stworzonym specjalnie na potrzeby WOŚP serwisie allegro. Każda złotówka uzyskana ze sprzedaży Nomków zasili konto Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.  W tym roku gramy z pompą! Pieniądze ze zbiórki zostaną przeznaczone na urządzenia ratujące życie wcześniakom oraz na pompy insulinowe dla kobiet ciężarnych z cukrzycą.

Mam nadzieję, że weźmiecie udział w zabawie i być może zrezygnujecie z małej kosmetycznej przyjemności na rzecz potrzebujących. Do zobaczenia na finale 8 stycznia 2012 r.! :D

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Jest mus?

Będąc wielką fanką podkładu Revlon Colorstay, po przeczytaniu kilku pochlebnych recenzji na temat jego mineralnej wersji w musie doszłam do wniosku, że mus jest, żeby go przetestować na własnej skórze ;))). Podkład jest ogólnie dostępny na allegro w całej gamie kolorystycznej (030 Light, 040 Light Medium, 050 Light Medium/Medium, 060 Medium, 070 Medium Deep, 080 Deep), ja zdecydowałam się na odcień 030 Light i wraz z przesyłką za tubkę o pojemności 30 ml zapłaciłam ok. 27 zł.

Początkowo miałam spore trudności z okiełznaniem tego produktu. Nie sprawdzał się nakładany pędzlem typu "flat top", "duo fibre", klasycznym pędzlem do podkładu, różowym jajem. Najlepszym narzędziem do aplikacji okazały się moje własne palce. Podkład ma faktycznie formę lekkiego musu, przed użyciem warto wstrząsnąć tubką, aby zawartość nabrała jednolitej konsystencji (produkt lubi się rozwarstwiać). Podczas nakładania mus niemalże sunie po twarzy (uwaga na silikony!), ale mimo to do pokrycia całej jej powierzchni potrzeba dość sporej ilości produktu, w moim przypadku więc wydajność to jedynie pobożne życzenie.
Jeśli spodziewacie się krycia porównywalnego do tradycyjnego Colorstay`a, obawiam się, że będziecie srodze zawiedzione. Maskowanie niedoskonałości jest minimalne, podkład raczej jedynie wyrównuje koloryt cery, dodatkowo lubi podkreślać suche skórki. Jedyne, czego nie można mu odmówić, to trwałość - ta jest porównywalna do jego fluidowego brata. Nałożony rankiem i przypudrowany potrafi wytrwać bez poprawek cały dzień.

Czy jest więc mus, żeby mieć mineralną wersję Revlon Colorstay? Moim zdaniem musu nie ma ;). Ja będę się trzymać tradycyjnej wersji. Bez wątpienia jest to jednak ciekawa alternatywa dla ciężkich podkładów w gorące dni. Moja tubka na zużycie będzie musiała w związku z tym trochę poczekać... :) A Wy co sądzicie?

czwartek, 15 grudnia 2011

Lubię to! :)

W poprzedniej notce pisałam o produktach do włosów, które kompletnie nie przypadły mi do gustu. Dziś dla odmiany napiszę o tym, czego w ostatnich tygodniach używam z prawdziwą przyjemnością. Są to kosmetyki brytyjskiej marki Henna WAX, a dokładniej rzecz biorąc głęboko oczyszczający szampon do włosów z prowitaminą B5 oraz ochronna, nawilżająca odżywka do włosów słabych i matowych.


Szampon przeznaczony jest przede wszystkim do włosów narażonych na szkodliwy wpływ czynników środowiskowych, które sprawiają, że włosy stają się słabe i łamliwe. Wg producenta produkt dogłębnie penetruje włos i skórę głowy, dokładnie je oczyszczając (cena: 19,75 zł za 200 ml).

Po ok. 2 tygodniach testów mogę stwierdzić, że marka słów na wiatr nie rzuca. Obietnice zdecydowanie znajdują swoje pokrycie w rzeczywistości. Po zastosowaniu włosy są lekkie, sypkie, wyraźnie oczyszczone. Skład może nie powala na kolana, ale szampon nie zawiera silikonu, za co należy mu się spory plus. Jedyny minus to dość silnie naelektryzowane włosy po umyciu. Nie jest to jednak nic, z czym kobieta nie byłaby w stanie sobie poradzić ;))).

Odżywka bez spłukiwania ma natomiast za zadanie łagodzić podrażnienia skóry głowy wywołane substancjami drażniącymi lub zabiegami fryzjerskimi, nawilżać włókno włosowe, zmniejszać jego podatność na rozdwajanie, ułatwiać rozczesywanie. Formuła bez spłukiwania ma zapewniać włosom ochronę przed szkodliwymi wpływami środowiska oraz gorącym powietrzem suszarki (cena:20,30 zł za 150 ml).

Trudno mi ocenić, czy odżywka łagodzi podrażnienia. Z pewnością mogę stwierdzić, że podczas jej stosowania nie doświadczyłam dyskomfortu związanego ze swędzeniem skóry głowy, który zdarza mi się przy stosowaniu niektórych szamponów. Odżywkę używam codziennie na osuszone ręcznikiem włosy i przyznaję, że zdecydowanie ułatwia ona rozczesywanie bez zbędnego obciążania czupryny silikonami. Jest to naprawdę fajny produkt, szybki w stosowaniu. Ogromny plus należy się za atomizer, dzięki któremu aplikacja trwa dosłownie 3 sekundy :))).

Stosowałyście któreś z produktów Henna WAX? Jeśli nie, zaglądajcie na bloga, wkrótce kilka czytelniczek będzie miało szansę wygrać zestaw produktów tejże marki :).

Disclaimer: Produkty Henna WAX zostały mi nieodpłatnie udostępnione do testów, fakt ten nie miał jednakże żadnego wpływu na treść zamieszczonej tu recenzji.

czwartek, 8 grudnia 2011

Fuzja natury

Będąc dawniej fanką odżywek bez spłukiwania Pantene Pro-V, ucieszyłam się na możliwość przetestowania najnowszej serii tej marki Nature Fusion. Założeniem linii jest kompleksowa pielęgnacja w 4 krokach: poprzez oczyszczający szampon, odżywkę bez spłukiwania, odbudowującą maskę nawilżającą oraz serum ochronne.

Już na wstępie Wam powiem, że "achów" i "ochów" nie będzie, co więcej, moim skromnym zdaniem ta seria to kosmetyczna klapa, ale po kolei...

W pierwszej kolejności wzięłam się za testowanie szamponu. Po tego typu produktach cudów nigdy się nie spodziewam. Szampon to szampon, ma oczyszczać i już. Ten niby swoją funkcję spełnia, włosy wydają się lekkie i sypkie, ale niestety nie na długo. Szampon zapobiega puszeniu, ale jednocześnie obciąża włosy i nie przeciwdziała ich przetłuszczaniu się. Bez wątpienia zużyję produkt do końca, ale bez większej przyjemności i po kolejną butelkę z pewnością nie sięgnę.

Drugim przetestowanym przeze mnie kosmetykiem było ochronne serum. Według producenta produkt ten pozostawia włosy mocne, lśniące i jedwabiście gładkie, zmniejsza puszenie i ułatwia rozczesywanie. Osobiście wzmocnienia struktury włosa jakoś szczególnie nie dostrzegłam, ale trzeba przyznać, że kosmetyk faktycznie przeciwdziała puszeniu i rozczesywanie włosów po umyciu czyni czystą przyjemnością. Należy jednak bardzo uważać, by nie przesadzić z ilością. W moim przypadku dobrze sprawdza się tutaj zasada: im mniej, tym lepiej ;).
Później przyszła kolej na odżywkę, która ma za zadanie uzupełniać działanie szamponu Nature Fusion, odżywiać i wzmacniać włosy od nasady aż po same końce. Jako że jest to kosmetyk, który trzeba z włosów spłukać, nie nadaje się on moim zdaniem do codziennego stosowania. Odżywka widocznie wygładza strukturę włosa, co - jak mniemam - jest efektem działania silikonów i sprawia, że grzebień po mokrych czuprynie sunie dosłownie jak po maśle. Myślę, że może ona sprawdzić się u osób o długich włosach mających trudności z ich rozczesywaniem, u mnie sprawiała jednak, że moje krótkie kłaki szybko robiły się oklapnięte.


Na koniec w ruch poszła maska, która powinna przywracać włosom optymalny poziom nawilżenia i chronić je przed uszkodzeniami. Zawiera ona rzekomo dwa razy więcej substancji odżywczych niż zwykła odżywka do spłukiwania. Wg producenta należy stosować ją raz w tygodniu przez 2 min. Chciałabym tu zwrócić szczególna uwagę na owe "2 min.", bo informacja ta mnie niebywale rozśmieszyła ;D. Nie wiem, w jaki sposób kosmetyk jest w stanie zdziałać regeneracyjne cuda na naszej głowie w tak krótkim czasie! Moim zdaniem rozumie się samo przez się, że możliwe jest tu jedynie działanie powierzchowne w postaci chemicznej bomby. Efekt jest taki, że po jej zastosowaniu mam ochotę od razu ponownie umyć włosy.



Podsumowując stwierdzam, że nazwa serii Nature Fusion została nadana zdecydowanie na wyrost (dla znających się na rzeczy zamieszczam poniżej składy). Nie chcę Was ani zachęcać, ani zniechęcać do zakupu. Każdy wie, co mu służy najlepiej i jest w stanie mniej więcej ocenić, czy dany produkt u niego się sprawdzi. Dodam jeszcze, że moje włosy są cienkie, niepodatne na układanie, trudne do uniesienia u nasady głowy, dlatego osobiście dyskwalifikuję wszystkie produkty, które będą je dodatkowo obciążać. Być może jednak komuś takie kosmetyki służą... Wierzę, że jesteście w stanie dokonać właściwego wyboru same :))).



wtorek, 6 grudnia 2011

Mój list do M.

Ostatnio z wielkim zainteresowaniem przeglądam na różnych blogach listy do św. Mikołaja/Gwiazdora/Pierwszej Gwiazdki/Dziadka Mroza itp. itd. Zainspirowana i ja postanowiłam podzielić się z Wami moją listą prezentów. O dziwo, znalazło się na niej całkiem niewiele produktów kosmetycznych. Jeśli chodzi o tę kategorię, generalnie mogę się chyba uznać za osobę niemalże w pełni ukontentowaną, co nie zmienia faktu, że parę perełek jeszcze chętnie bym przygarnęła ;))). Lista życzeń zależy też najczęściej od sytuacji życiowej, w której się aktualnie znajdujemy, a że już po Świętach przeprowadzam się do mojego własnego M, znalazło się na niej kilka nietypowych rzeczy. Zresztą zobaczcie same:)))

I. Guerlain Meteorites
źródło zdjęcia: cokupic.pl
Owiane legendą meteoryty od Guerlain goszczą na świątecznej liście z pewnością nie tylko u mnie :))) Bardzo bym chciała  mieć sposobność przekonać się o ich "mitycznych" właściwościach na własnej skórze :))).


II. Perfumy

źródło zdjęcia: beautydavne.blogspot.com

Pod choinką chętnie znalazłabym jakiś aromatyczny i otulający zapach. Aktualnie po głowie chodzi mi któreś z jabłuszek DKNY.



III. Szczoteczka Clarisonic


źródło zdjęcia: clarisonic.com

Kolejny z produktów owianych legendą, który od dawien dawna kołacze mi już w głowie. Cóż, pomarzyć zawsze można ;))).

IV. Stos książek
źródło zdjęcia: recoveringgrace.org
Dziś sporządziłam listę książek, które chciałabym przeczytać. Znalazły się na niej m.in. następujące tytuły:
"Cukiernia pod Amorem" t. 3 Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, "Sto lat samotności" Gabriela Garcii Marqueza, "Lala" Jacka Dehnela, "Kobieta bez twarzy" Anny Fryczkowskiej, "Panny i wdowy" Marii Nurowskiej. Nie pogniewałabym się, gdybym pod choinką znalazła którąś z nich :))).


V. Koralik PANDORA


źródło zdjęcia: pandora.net
Może być ten, ale może być również zupełnie inny. Możliwości jest wiele! :))))

VI. Remont "M"

źródło zdjęcia: remont-mieszkania.pl
Przyjmę wszystko: deski podłogowe, płytki, meble kuchenne, zestaw sypialniany oraz solidną ekipę remontową :D

 
I na koniec to, co chcę najbardziej, czego pragnę i pożądam...

VII. Kociątko rasy Neva Masquarade

źródło zdjęcia: koty.org.pl


Chętnie zaopiekuję się jednym niebieskookim puszkiem, będę karmić i kochać. Jestem totalnym miłośnikiem zwierząt i nie wyobrażam sobie budowania własnego domowego ogniska bez jakiegoś czworonoga. Jeśli nie uda się pod choinkę, to może na urodziny, które obchodzę w styczniu. Prędzej czy później kotecek musi być mój :D.

To by było na tyle. W sumie lista wyszła krótka ;))). Być może ktoś z moich bliskich trafi na tę notkę i zrobi z niej właściwy użytek ;D. 



Chętnie dowiem się też, co Wam się marzy od Świętego. Napiszcie w komentarzach lub podajcie linki do swoich notek, będzie mi miło :))).

sobota, 3 grudnia 2011

Zagracie z nami?

Nowy Rok zbliża się coraz większymi krokami a wraz z Nowym Rokiem zbliża się kolejny, już XX finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który tym razem zaplanowano na 8 stycznia 2012 r. Pamiętam, jaką frajdę miałam jeszcze w liceum, pracując jako wolontariusz i zbierając na ulicach pieniądze do puszek. Czułam wtedy, że jestem częścią czegoś ważnego.

Dziś znowu mam okazję się tak poczuć i tym uczuciem chciałabym zarazić również i Was. Producent kosmetyków do włosów KEMON zaprosił mnie do wspólnej gry na rzecz WOŚP. Już od 2004 r. salonu fryzjerskie na terenie całej Polski zbierają fundusze dla fundacji. W dotychczasowych sześciu finałach fryzjerzy zebrali niebagatelną sumę 851 519,70 zł! W zeszłym roku udało się zebrać 170 748,57 zł, w tym roku fundusze zbierane są na urządzenia do ratowania życia wcześniaków oraz na pompy insulinowe dla kobiet ciężarnych z cukrzycą. Gromadząc wspólnie siły, może 8 stycznia uda nam się pobić ten rekord?



Jak możemy pomóc? 
Maskotką akcji jest Nomek, pluszowy chłopiec trzymający w rękach wośpowe serduszko. Już dzisiaj możecie polubić go na Facebook`u (>>>KLIK<<<) i rozreklamować akcję wśród znajomych (oficjalną stronę akcji znajdziecie >>>TUTAJ<<<). Wkrótce wiele blogów kosmetycznych, w tym i mojaKOSMETYKOmania, wystawi Nomki sygnowane własnym imieniem w specjalnym serwisie aukcyjnym allegro. Dochód ze sprzedaży w całości wesprze konto WOŚP. Akcja ruszy najprawdopodobniej 10 grudnia, więc bądźcie w gotowości :))). O rozpoczęciu nie omieszkam Was oczywiście poinformować :D.

Więc jak będzie, zagracie z nami?:)))
 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...