Wszystkich tych, którym zdarza się jeszcze tutaj zaglądać, informuję, że blog mojaKOSMETYKOmania zmienił nazwę i funkcjonuje teraz pod adresem justanotherlifestyle.pl, gdzie wszystkich bardzo serdecznie zapraszam.
czwartek, 16 stycznia 2014
wtorek, 31 grudnia 2013
Niekosmetyczne podsumowanie 2013 r.
Mniej więcej rok temu pojawiło się tutaj niekosmetyczne podsumowanie 2012 r. Tag spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, w związku z tym postanowiłam go powtórzyć i na koniec 2013 r.
Dominujące uczucie na 2014 r.?
Oczekiwanie...
Co zrobiłaś po raz pierwszy w 2013 r.?
Zrobiłam porządny przegląd domowej lodówki i znacznie zmodyfikowałam swój styl odżywiania.
Co zrobiłaś ponownie w 2013 r. po długiej przerwie?
Wzięłam się za siebie i zaczęłam intensywnie uprawiać sport.
Czego nie zrobiłaś w 2013 r.?
W tym miejscu mogę powtórzyć wpis z zeszłego roku, bo w dalszym ciągu nie odświeżyłam prawa jazdy, ale cały czas liczę, że nadejdzie w końcu ten moment i zmusi mnie do tego jakaś siła wyższa.
Słowo roku?
Były dwa: żyć zdrowiej
Przytyłaś czy schudłaś?
Zdecydowanie schudłam - od marca do sierpnia jakieś 9 kg
Miasto roku?
Nadal Poznań.
Odwiedzone miejsca?
Kilkakrotnie Warszawa i Wrocław, Berlin oraz cudowne Wyspy Kanaryjskie (Fuerteventura i Lanzarote)
Ekscesy alkoholowe?
Brak, bo piję coraz mniej. To chyba przychodzi z wiekiem ;).
Włosy dłuższe czy krótsze?
Raczej krótsze.
Wydatki mniejsze czy większe?
Na pewno bardziej przemyślane ;).
Wizyty w szpitalu?
Na szczęście żadnych.
Miłość?
Wciąż ta sama i oby tak już zostało do końca naszych dni :)
Osoba, do której dzwoniłaś najczęściej?
Standardowo to moja Mama
Z kim spędziłaś najpiękniejsze chwile?
Z przyszłym mężem i przyjaciółmi, których mam niewielu, ale których bardzo sobie cenię.
Z kim spędziłaś najwięcej czasu?
Jak wyżej.
Piosenka roku?
Książka roku?
W związku z przykrymi wydarzeniami, które miały miejsce na początku marca, kiedy Karakorum zabrało jednego z moich znajomych, przeczytałam całe mnóstwo książek o górach i wspinacze wysokogórskiej. Największe wrażenie zrobił na mnie chyba Jon Krakauer i jego opowieść "Wszystko za Everest".
Serial roku?
Modern Family i New Girl - jeśli nie znacie, a lubicie się pośmiać, to obejrzyjcie czym prędzej :)
Stwierdzenie roku?
Żyj z głową.
Trzy rzeczy, z których równie dobrze mogłabyś zrezygnować?
Na pewno z zakupu kilku kosmetyków ;).
Najpiękniejsze wydarzenie?
Zaręczyny i wszystkie chwile razem spędzone.
Ponadto, idąc za mottem "coś się kończy, coś się zaczyna", chciałam Was poinformować, że niniejszy post jest ostatnim, który pojawi się na blogu mojaKOSMETYKOmania.
Nie znikam jednak z blogosfery, zmieniam jedynie adres i co nieco profil bloga. O czym będę teraz pisać? Wciąż o kosmetykach, ale również o innych aspektach życia, które stały się ostatnio dla mnie ważne i które z pewnością jesteście w stanie wywnioskować po lekturze niniejszego posta ;). Odsłona już wkrótce, a tymczasem życzę Wam szampańskiej zabawy sylwestrowej i dobrego startu w Nowy Rok 2014 !!!
sobota, 28 grudnia 2013
Klasyczny duet, czyli Nars Orgasm i Laguna
Nars to dla mnie już marka kultowa, nęcąca i pociągająca, głównie chyba z tego powodu, że u nas niedostępna. A szkoda, bo róże i bronzery tej firmy cieszą się bardzo dobrą opinią i w kręgach kosmetycznych uznawane są za jedne z lepszych i zdecydowanie wartych swojej dość wysokiej ceny (koszt duo to 41 USD).
Dzięki uprzejmości nissiax83 mogłam zaopatrzyć się w chyba najbardziej znany w blogosferze duet, czyli róż Orgasm i bronzer Laguna. Zamysł był nieco inny, bo pierwotnie miejsce Orgasmu miał zajmować odcień Deep Throat (swoją drogą skąd oni biorą te [porno]nazwy??? :D), był on jednak niedostępny i tak, chcąc nie chcąc, weszłam w posiadanie klasyki.
A klasyka prezentuje się naprawdę zacnie. W czarnym kartoniku znajduje się czarny kompakt z dużym lusterkiem, a pod folią zabezpieczającą mamy nasz duet (Orgasm: 5 g, Laguna: 4,7 g, wym.: 3x4,5 cm).
Oba odcienie są bardzo drobno zmielone i zbite, dzięki czemu podczas aplikacji produkt w zasadzie się nie kruszy i nie osypuje.
Laguna to ciepły odcień brązu z lekką poświatą. Na skórze wypada bardzo naturalnie, świetnie nadaje się do konturowania jak i do nadania skórze efektu muśnięcia słońcem. Orgasm określany jest natomiast jako brzoskwiniowo-różowy odcień ze złotym połyskiem. Wielokrotnie spotkałam się z opinią, że róż jest zbyt widoczny i błyszczący, co budziło trochę moje obawy, ale kolor okazał się w pełni trafiony. Nasycenie można stopniować i w gruncie rzeczy zależy ono od pędzla, którym nabieramy produkt.
Jestem bardzo zadowolona z prezentu, który sprawiłam sama sobie (z pomocą nissi oczywiście :*) i jeśli tylko będę miała okazję chętnie zainwestuję w inne odcienie, bo sądzę, że naprawdę warto.
Macie jakieś doświadczenia z kosmetykami Nars? Polecacie coś w szczególności?
wtorek, 24 grudnia 2013
Wesołych Świąt!
Drodzy Czytelnicy,
w tym najmilszym dniu w roku życzę Wam rozkoszy dla ducha i podniebienia, odrobiny wyciszenia i wytchnienia oraz magicznych chwil spędzonych w gronie najbliższych nie tylko dzisiaj, jutro i pojutrze, ale przez cały nadchodzący rok. I niech się spełnią wszystkie Wasze życzenia, kosmetyczne i nie tylko! :)
sobota, 21 grudnia 2013
Nowości w kosmetyczce
W tym miesiącu moją kosmetyczkę zasiliło całkiem sporo nowości, głównie z tego względu, że zeszły weekend spędziłam w Berlinie, a wiecie, co to oznacza... Lush, Kiko, dm na wyciągnięcie ręki, więc żal byłoby nie skorzystać.
Lush mamił przede wszystkim świąteczną kolekcją. O ile bajecznie kolorowe i przepięknie pachnące mydła, kule do kąpieli omiotłam zaledwie obojętnym wzrokiem, o tyle kosmetykom pielęgnacyjnym nie mogłam się oprzeć i zafundowałam sobie cudownie pachnący karmelowym popcornem peeling do twarzy Let The Good Time Rolls (cena: 9,95 EUR) oraz pod wpływem recenzji dezemki limitowaną maseczkę do twarzy Rudolf (cena: 10,45 EUR).
Kiko zawsze mnie nęci, ale kiedy mam już możliwość zrobienia zakupów w tym sklepie, kompletnie nie mogę się tam odnaleźć. Wszędzie dużo, duuużo błysku i brokatu. Ostatecznie chwyciłam tylko czarny lakier z serii Quick Dry (cena: 1,90 EUR), jako że kolor ten chodził już za mną od dłuższego czasu. Noszę go aktualnie od kilku dni na paznokciach i jestem bardzo zadowolona.
Wypad do Niemiec nie mógłby się odbyć bez zahaczenia o dm. Z racji tego, że żeli pod prysznic i tym podobnych mam niezły zapas, ograniczyłam się do jednego - Balea kokos i nektaryna (cena: 0,65 EUR). Zapach jest obłędny! Mężczyzna dorzucił jeszcze borówkę i pistację z winogronem, bo też rewelacyjnie pachną. A podobno facetom jest wszystko jedno ;).
O dziwo, stojak z edycją limitowaną Catrice Celtica był pełny. Bez większego zastanowienia sięgnęłam po rozświetlacz Far and Beyond (cena: 5,45 EUR). Urzekło mnie solidne opakowanie, wygląd i sama formułą pudru. Drobinki są delikatne i subtelne, a efekt rozświetlenia bardzo przyjemny. Rozświetlacz wygląda jak hybryda terracotty i prasowanych meteorytów od Guerlain
Produktów do ust nigdy za wiele! Po niemalże roku regularnego stosowania wykańczam balsam ochronny alverde o zapachu wanilii i mandarynki. Sztyft ten znowu jest dostępny w sprzedaży, lecz ja nie lubię się powtarzać i wolę sięgać po nowinki. O serii z mocznikiem słyszałam wiele dobrego, w związku z tym wybór padł na balsam Balea Urea (cena: 0,95 EUR).
Kto śledzi mnie na Instagramie lub twitterze ten wie, że wczoraj miałam okazję poznać osobiście jedną z moich ulubionych YouTuberek nissiax83. Poza plotami przy kawie i herbacie odbyła się również wymiana zakupów. Aga zakupiła dla mnie klasyka w światku kosmetycznym, czyli duo Nars Orgasm i Laguna (cena: 41 USD). Całość - opakowanie i zawartość - prezentuje się przepięknie.
Zainteresowało Was coś szczególnie? Chciałybyście o którymś z produktów przeczytać w pierwszej kolejności? Mi nie pozostaje nic innego, jak zabrać się do intensywnego używania :).
piątek, 20 grudnia 2013
Nivea Q10 Plus, czyli walka o rozświetloną cerę
Q10 Plus to energetyzujący krem przeciwzmarszczkowy, który niedawno wyszedł spod skrzydeł marki Nivea. Produkt dedykowany jest osobom po 30 roku życia i ma za zadanie redukować widoczność zmarszczek, pobudzać skórę, rozświetlać i tym samym zmniejszać oznaki zmęczenia. A to wszystko dzięki zwiększeniu poziomu koenzymu Q10 i kreatyny w skórze (cena sugerowana: 39,99 zł).
Produkt zamknięty jest w solidnym, szklanym słoiczku dodatkowo zabezpieczonym srebrną folią, ma kremowo-żelową konsystencję i przyjemny, niezbyt nachalny zapach. Krem łatwo się aplikuje, dość szybko wchłania, pozostawiając skórę miękką o delikatnej poświacie. Pierwsze oznaki działania kosmetyku powinny być zauważalne już po dwóch tygodniach.
Efektu promiennej, rozświetlonej cery po zalecanym przez producenta czasie raczej jednak na próżno u mnie szukać. Po zastosowaniu buzia jest nawilżona, skóra sprężysta, ale pożądany efekt "glow" jest chwilowy i znika po wchłonięciu się kremu. Muszę jednak przyznać, że moja skóra jest dość kapryśna w tym względnie i mało który produkt jest w stanie jej podołać. Nie oczekuję też, że krem po 14 dniach cudownie rozprasuje moje zmarszczki, bo na to potrzeba zdecydowanie więcej czasu.
Q10 Plus jest dość treściwy w swojej konsystencji i u mnie na dzień raczej się nie sprawdza. Nałożony pod podkład ma tendencję do "wychodzenia na wierzch" w ciągu dnia, przez co buzia zaczyna się szybko świecić, a makijaż staje się zdecydowanie mniej trwały. Zadowolone z niego powinny być sucharki. Ja wolę wklepywać go na noc.
Podsumowując, Q10 Plus to raczej przeciętniaczek, który chętnie zużyję do końca, ale po który ponownie raczej nie sięgnę.
poniedziałek, 16 grudnia 2013
Rozdanie z Firmoo - wyniki
Bez zbędnego owijania w bawełnę informuję, że w rozdaniu zorganizowanym wspólnie ze sklepem internetowym Firmoo Święty nagrodził następujące osoby:
Darmowa para okularów wędruje do:
Vouchery "50% zniżki" wędrują do:
Serdecznie gratuluję!
Święty przekaże Wasze zgłoszenia do współorganizatorów :).
Nagrody w postaci kodów zniżkowych otrzymacie drogą mailową.
Subskrybuj:
Posty (Atom)