czwartek, 16 września 2010

"L" jak . . .

Sugerując się Waszymi komentarzami pod jednym z serialowych postów, postanowiłam zapoznać się bliżej z serialem "The L Word" (pl. "Słowo na L"). Nigdy o nim wcześniej nie słyszałam i muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa, o czym też on jest... Myślałam, że mnie - starą serialową wyjadaczkę - nic już nie zdoła zaskoczyć. A jednak...

Zacznijmy może od tego, do czego odnosi się tytułowe słowo na "L". Jeśli powiem Wam,  że w filmie przeważająca liczba głównych bohaterów to kobiety i że serialu w dobie "walki o krzyż" pod Pałacem Prezydenckim nie odważyłaby się zapewne wyemitować żadna polska telewizja, obawiając się posądzenia o szerzenie sodomii, to domyślicie się, co kryje się za tajemniczą literką? Tak, sądzę, że jesteście na dobrym tropie: serial opowiada o lesbijkach


W telegraficznym skrócie: akcja dotyczy losów kilku lesbijek, względnie biseksualnych kobiet (względnie kobiet dopiero odkrywających swoją lesbijską tożsamość), zamieszkałych w Los Angeles, mieście, w którym, jak się okazuje, homoseksualizm jest niezwykle "in". Co jak co, ale sądowiąc się w fotelu w celu obejrzenia pierwszego odcinka, takiej tematyki się nie spodziewałam. Fakt, nieco się zdziwiłam, homofobką jednak w żadnym razie nie jestem, więc brnęłam dalej :).

Znacie to uczucie, kiedy od pierwszego odcinka serialu czujecie, że między Wami a bohaterami na ekranie wytwarza się pewna chemia, tak że nie jesteście w stanie odejść od telewizora i po obejrzeniu jednego odcinka chcecie więcej i więcej? Niestety, w tym wypadku zamiast iskrzyć, zaczęło zgrzytać.

Zgrzyt nr 1: wygląd niektórych bohaterek (naprawdę nie wiem, kto dobierał fryzurę Alice  i Shane, niby drobiazg, ale czasami nawet najmniejsze szczegóły potrafią działać na nerwy).

Zgrzyt nr 2: wątek trójkąta miłosnego pomiędzy Jenny, Mariną  i Timem (Jenny ze swoją wiecznie zbolałą miną cierpiętnicy przywodzi mi na myśl zbłąknaą w lesie sarenkę - to zdecydowanie odbiera jej postaci wiarygodność; Marina z jej hiszpańskim/włoskim/francuskim (?) akcentem, swoją erudycją i tajemniczością również mnie nie przekonuje).

Zgrzyt nr 3: prezentowany obraz kobiet (domyślam się, że środowisko gejowskie różni się od heteroseksualnego i pewnie mentalność lesbijek w jakimś stopniu odbiega od mentalności kobiet heteroseksualnych, ale zgodnie z wizją autorek serialu płeć piękna jest podła, zdradza i kłamie zdecydowanie częściej niż płeć brzydka, która swoją drogą w serialu pojawia się bardzo sporadycznie, co również zapisuję na minus).

 
Serial można z pewnością docenić za kilka ciekawych wątków, jak problem homoseksualnych małżeństw, posiadania przez nie dzieci, zmaganie się z brakiem akceptacji dla odmiennej tożsamości seksualnej w społeczeństwie i rodzinie. Żaden jednak tak naprawdę nie przykuwa uwagi na dłużej, nie ma tego dreszczyka emocji związanego z oczekiwaniem "co będzie dalej???". Nie sądzę również, bym tęskniła za którąś z bohaterek, gdyby nagle zamaskowany oddział "moherowych beretów" postanowił uczynić serial niedostępnym w Polsce ze względu na obrazobórcze treści (scen łóżkowych, jak można się domyślić, tutaj nie brakuje) ;). Przyznaję jednak, że obejrzałam dopiero pierwszy sezon, więc może ci spośród Was, którzy mogą pochwalić się dłuższym stażem w oglądaniu "The L Word" niż ja, będą w stanie mnie zachęcić do sięgnięcia po kolejną serię??? Czekam na sugestie :).

Pozdrawiam
xoxo
M. 

P.S. Mam nadzieję, że moja subiektywna recenzja nie uraziła niczyich uczuć ani osobistych, ani politycznych :).

15 komentarzy:

  1. Ja obejrzałam połowę pierwszego sezonu, reszta leży gdzieś zakurzona na twardym dysku. Znam lepsze seriale i uznałam, że czasu nie będę tracić na oglądanie czegoś, co mnie nie interesuje. Ale mój mąż jest chyba na bieżąco z tym serialem :D

    Zapraszam do siebie: http://sunny-monday.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to jest serial o kobietach, ale stworzony chyba dla facetów:D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja bardzo lubiłam "The L word" - obejrzałam prawie wszystkie sezony (5/6) - ja ten serial traktowałam zawsze trochę jak "Friends" - mało wiarygodny ale świetne dialogi, dużo zabawnych scen i trochę prawdy o życiu. Szalałam zawsze za Shane, uwielbiałam Alice i Tashę, intrygowały mnie Bette i Tina, niepokoił Max/Moira a jeśli chodzi o Jenny to... po 3 odcinkach mialam nadzieję że scenarzyści ją uśmiercą, szczerze dziewczyny nienawidziłam. P.S. Mi się zawsze bardzo podobały fryzury Shane i Alice.

    OdpowiedzUsuń
  4. P.S. Jak serial dopiero debiutował to widzowie ukuli powiedzenie "I'd go gay for Shane" :)Zawsze mi się to bardzo podobało :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się, że niektóre teksty są naprawdę zabawne;) Widzę również, że mamy podobne odczucia co do Jenny (nóż mi się w kieszeni otwiera, jak ją widzę na ekranie;)). Strączkom na głowie Shane muszę powiedzieć jednak zdecydowanie nie, choć przyznaję, że to jedna z ciekawszych postaci w serialu:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaciekawiłaś mnie tym serialem. Jakiś czas temu oglądałam "Queer As Folk", który traktuje o gejach i pomimo baaaardzo dosłownych scen łóżkowych (homofobem róweniż nie jestem, ale sceny ... mocne) polubiłam bohaterów i z zainteresowaniem śledziłam ich "perypetie" życiowe. Co ciekawe, oglądając go miałam wrażenie, że płeć brzydka-homoseksualna: kłamie, zdradza, jest nieuczciwa i jedyne o czym myśli, to seks. Po kilku odcinkach mój kolega-gej, (również mocno wkręcony w serial) skwitował, że tacy po prostu są faceci ;) Mam nadzieję, że nie wszyscy ;-))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam twoje serialowe off-topy ;] Dzięki Tobie obejrzałam już Glee i Skins ;) i nie żałuję ani jednej minuty spędzonej przed monitorem komputera! Teraz w zasadzie kończę już oglądać Pretty Little Liars i sama nie wiem co o nim myśleć. Co do "The L Word" to jakoś twój opis nie zachęca mnie do sięgnięcia po ten serial, ale ze mną to nigdy nic nie wiadomo ;)
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne posty! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. @Stepha dlatego właśnie napisałam, że społeczność homoseksualna różni się mentalnością w kwestiach seksu od społeczności heteroseksualnej, homoseksualiści mają zdecydowanie mniejsze opory, jeśli częstotliwość zmiany partnerów itp. Ta kwestia również pojawia się w serialu. Sceny również są dosłowne, ale wydaje mi się, że w przypadku kobiet to jednak trochę mniej razi niż w przypadku mężczyzn;)

    @princetonxgirl chyba powinnam założyć osobnego bloga o serialach;) przyszła jesień, a to oznacza kolejne sezony moich ulubieńców, już się nie mogę doczekać, choć nie lubię czekać tygodnia na kolejny odcinek:/ Obejrzyj kilka odcinków "The L Word", może akurat przypadnie Ci do gustu, mnie ten serial jednak nie porywa. O "Pretty Little Liars" już planuję kolejnego posta;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubilam i lubie The L Word-dobrze zrobiony serial o kobietach i nie tylko.
    Z dreszczykiem oczekiwalam kolejnych sezonow choc zakonczenie nieco mnie rozczarowalo.
    Najbardziej irytujaca postac to Jenny do tego stopnia,ze nie moge zniesc tej aktorki w innych produkcjach-ma w sobie cos irytujacego,co przenosi z siebie samej do postaci jaka odtwarza...

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo lubię ten serial wg. zauważyłam że na Twitterze mówisz często o serialach które bardzo lubie Skins<3 Plotkara itp.;)
    Polecam ci Pretty Little Liars moim zdaniem świetny, ma coś z plotkary tylko jest trochę mroczny i tajemniczy. Minusem jest to że jest to nowość w stanach i drugi sezon zacznie się dopiero w styczniu, ale możesz oglądnąć ten jak będziesz miała ochotę i czas gorąco polecam.Jest świetny;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oglądam ten serial czasem na FOX LIFE (i o dziwo jednak wyemitowała go polska telewizja) dla mnie trochę nudny...

    OdpowiedzUsuń
  12. Fox Life nie jest jednak ogólnie dostępną telewizją, więc dla mnie się nie liczy;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Z perspektywy kogoś, kto obejrzał wszystkie sezony, mogę Ci powiedzieć, że naprawdę warto przetrwać zgrzyty (te, które wymieniłaś i te, które nadejdą). Nie lubiłam Jenny od samego początku, ale ta postać w szóstym sezonie jest totalnie odmieniona i ciekawie się to ogląda :)) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Odkopuję stary post bo czuję się odpowiedzialna za fakt, że oglądałaś :P Byłam w końcu jedną z polecających ;)
    Popieram poprzedniczkę, warto przetrwać zgrzyty i dotrwać do końca. Myślę, że postać Jenny jest właśnie tak skonstruowana, że się jej nie lubi. Nie spotkałam się chyba z opinią żeby komuś przypadła ona do gustu. Powiem więcej, czeka się na jej zniknięcie i pod koniec te oczekiwania zostają nagrodzone :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...