Niejeden raz z pewnością zdążyłyście się przekonać, że nie ma kosmetyków idealnych i uniwersalnych. Co człowiek, to inne oczekiwania i potrzeby. Każda firma kosmetyczna ma w związku z tym swoje anioły i demony, czyli po prostu hity i kity. Dziś będzie o lushowych "Aniołach na nagiej skórze" (Angels on Bare Skin), a raczej o ich demonach ;))).
Pisałam już kiedyś, że kosmetyki Lush dawno przestały wywoływać u mnie przyspieszone bicie serca. O "Aniołach" słyszałam jednak wiele dobrego, dlatego podczas ostatniej wyprawy do Niemiec postanowiłam się w nie zaopatrzyć. Ze sklepowej półki zgarnęłam ostatnie opakowanie, co wskazywałoby na to, że produkt cieszy się naprawdę sporą popularnością i dawało nadzieję na zadowalające efekty. W moim przypadku okazało się jednak, że "Anioły" to w gruncie rzeczy bardziej demony...
Produkt w założeniu ma pełnić funkcję cleansera i oczyszczać naszą skórę, dzięki zawartości ziarenek i innych ścierających drobinek może również służyć jako peeling. Ma konsystencję gęstej pasty, która zwilżona wodą pozwala rozprowadzić się na buzi. Jest delikatny, ziarna nie rysują powierzchni skóry, a co najwyżej delikatnie ją masują. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie nieproszeni goście, którzy zawitali na mojej twarzy zaledwie po kilku użyciach i przez następne dobre kilka dni nie chcieli wrócić tam, skąd przyszli. Za demony na twarzy obwiniam "Anioły", bo był to jedyny produkt, który w owym czasie zmieniłam w swojej rutynie. Po pewnym czasie postanowiłam jednak dać im drugą szansę. W tej chwili moja skóra już przywykła i nie reaguje na produkt tak alergicznie. Dłuższe używanie nie przyniosło jednak również żadnych spektakularnych efektów, poziom oczyszczania i pielęgnacji określiłabym zaledwie jako przyzwoity.
Nie skreślam tego produktu, setki tysięcy osób wystawiających mu pozytywną opinię nie mogą się mylić, ale w moim przypadku kolejnego opakowania raczej nie będzie. Po raz kolejny (biorąc pod uwagę moje kosmetyczne doświadczenia) potwierdził się fakt, że produkty Lush to nic szczególnego, zwłaszcza że ich ceny nie należą do najniższych (100 g Angels on Bare Skin kosztuje 9,95 Euro).
A jakie jest Wasze zdanie? Hit czy kit?
Bardzo lubie Angels on Bare Skin i mysle ze kiedys do niego wroce ale aktualnie zuzylam chyba 5 opakowanie i mam przesyt;)
OdpowiedzUsuńW moim przypadku swietnie sie spisuje choc gdybym miala wybrac to postawilabym na Aqua Marine ktora nie tylko oczyszcza ale rewelacyjnie wspomaga pielegnacje mojej cery.
Wg mnie Lush i nie tylko on bo jak kazda firma ma w swojej ofercie produkty ktore wywolaja masowy zachwyt badz nie;)
Osobiscie bardzo lubie Lusha i cieszy mnie tylko to ze w koncu stanie sie w moim zasiegu na co dzien:)
Angels on Bare Skin dla mnie hit:)szkoda ze akurat Tobie nie przysluzyl sie za dobrze ale...moze za to inny produkt uwiedzie Cie na dluzej?:)
Pozdrawiam!
Opakowanie wygląda super. Nic więcej nie mogę powiedzieć, ponieważ jeszcze nie miałam do czynienia z tym produktem. Myślę, że teraz będzie okazja, żeby to nadrobić.
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam i chce wypróbować produkty Lush'a :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hexx, to nawet nie o to chodzi, że mi nie podpasował, po prostu inne produkty oczyszczające sprawdzają się u mnie lepiej i, co więcej, są zdecydowanie tańsze, w tej chwili uważam Lush za przereklamowany.
OdpowiedzUsuńredhead, wszystkie opakowania Lush są minimalistyczne i utrzymane w tej samej konwencji:)
Spendorofcorals, Lush kusi na pewno, opakowaniami, kolorami, zapachami, ale moim zdaniem jakość produktów jest niewspółmierna do ceny, przynajmniej jak na nasze polskie warunki:/
Czyli co raz częściej się okazuje, że LUSH nie jest warty zachodu... :)
OdpowiedzUsuńWydaje się całkiem fajny :)
OdpowiedzUsuńja nie wieidżłam własnie z tej urmy u siebie wogóle one chyba nie sa dostepne w pl
OdpowiedzUsuńEmka, tak, jeśli ma się sklep pod nosem, to ok, ale jeśli musisz to zamawiać, to raczej nie warto
OdpowiedzUsuńLejdi Luna, i wielu osobom pasuje;)
saharu, Lush nie jest dostępny w PL
Akurat tego produktu nie testowalam, ale ogolnie za LUSHem nie przepadam - kiedys probowalam go polubic, ale to nie dla mnie. A sam zapach sklepu wyczuwalny w promieniu paruset metrow mnie osobiscie odrzuca... nie nie i jeszcze raz nie ;)
OdpowiedzUsuńteż tak własnie myślałam
OdpowiedzUsuńja jestem LUSHowa fanką:) ale nie wszystkiego i własnie Aniołki sa na liscie Kitów:(
OdpowiedzUsuńza to bath bomby sa dla mnei ideałami.... może jest i troszkę przereklamowany, ale i tak wolę go od Stendersa.... a na równi ze swojskim Organique:)
a na marginesie - to co Ty przezyłas z Angels, ja miałam z Klubem Dantego (zawsze patrzę na blogowe czytelnie) - mój chłopak twierdził, że sie rozkręci, tylko zapomniał mnie uprzedzic, że 30 stron przed końcem;) jakoś fanka tej powiesci nei zostałam:D
OdpowiedzUsuńUrban, mi się zapach nawet podoba, tylko ostatnio dochodzę do wniosku, że wszystkie produkty pachną tam praktycznie identycznie, więc nie do końca rozumiem ideę tych wszystkich kul do kąpieli i bubble bars, w wannie efekt jest zawsze ten sam, uznaję się za wyleczoną z lushomanii.
OdpowiedzUsuńbarwy.wojenne, dla mnie ceny bomb są zaporowe, najzwyklej w świecie szkoda mi tyle kasy na jednorazową przyjemność. a "Klub Dantego" to akurat moja książka do pracy na chwilowe momenty nudy, na razie mi się podoba, a jestem na ok. 100 stronie. myślę, że jakiś post książkowy pojawi się wkrótce:)
Mizz, wiadomo ze kazdy dla siebie szuka tego co stanie sie bezapelacyjnym hitem:))) a masz cos godnego polecenia w kwestii oczyszczania? z checia bym poczytala o Twoich typach:)
OdpowiedzUsuńHexx, moim świętym graalem jest LRP Effaclar, ta seria zawsze ratuje mi cerę:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie testowałam nic z Lusha, a najbardziej kuszą szampony oczywiście :)
OdpowiedzUsuńRevellious, szampony to jedyny produkt, który jest naprawdę godzien uwagi, napiszę o tym wkrótce:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z MizzVintage Effaclar naprawdę działa!Mnie uratował z nie jednej opresji:)
OdpowiedzUsuńpotwierdzam jako kit, miałam próbke tego i cały dark angesl i żadnych zachwytów i checi posiadania kolejnych opakowań nie nastąpiła :P
OdpowiedzUsuńprzereklamowany, i w dodatku nie taki eko.
Ja miałam kilka próbek tego czyścika, ale za żadnym razem sie mnie nie przekonał. Nie lubię tego filmu na twarzy po umyciu. Ale za to Mask of Magnaminty jest moim KWC!
OdpowiedzUsuńMiętówka, opinie są podzielone, wiadomo, że każdy ma inne potrzeby:)
OdpowiedzUsuńbraworka, już dawno się przekonałam, że kosmetyki Lush wcale nie są takie eko, jak mogłoby się wydawać
Ola S., maskę też miałam i także tutaj z zachwytu nie piałam, ot maska miętowa jakich wiele moim zdaniem, ale jeśli Tobie służy, to super:)
Mi się wydaje, że z oferty Lusha trzeba sobie po prostu wybrać swoje własne anioły ;) A że nie każdemu służy to samo, to trzeba próbować ;) Ja np. jestem zachwycona Dark Angelsami, a z kolei tak wychwalany Fresh Farmacy powodował u mnie wysyp :( Ale myślę, że niektóre ich produkty są naprawdę warte uwagi :)
OdpowiedzUsuńKate, tak jest niemalże z każdą firmą, jednemu dany produkt przypasuje, inny będzie go przeklinał, przekonałam się o tym już wiele razy;)
OdpowiedzUsuńciekawa notka ;)
OdpowiedzUsuńzajrzysz w wolnej chwili ? http://moda-ponad-wszystko-kara.blogspot.com/
blog dopiero się rozwija i było by mi baardzo miło, gdybyś dodała komentarz :)
Używam tego produktu od prawie dwóch miesięcy, jest fajny ale nie czuję po jego użyciu że skóra jest oczyszczona. Zazwyczaj stosuję go przed użyciem peelingu Dark Angels.
OdpowiedzUsuń