Ostatnio mam dziwną słabość do jaj :D. Zaczęło się od pędzla z MAC 138, o którym pisałam tutaj, następnie do kolekcji dołączył Beauty Blender, o którym mowa była tutaj, a niedawno gromadka powiększyła się o balsam do ust firmy EOS, o którym będzie niniejszy post.
Zakup poczyniony przeze mnie na allegro (cena: ok. 17 zł) jest kolejnym dowodem na to, jak wielką siłę przekazu ma YouTube i jemu podobne media, bez których nigdy w życiu nie dowiedziałabym się o istnieniu takiego ustrojstwa, które tak naprawdę nie jest niczym innym jak zwykłym balsamem do ust, z tym że w nieco bardziej udziwnionej "jajecznej" formie ;))).
Zakup mimo krążących wokół balsamu legend był poniekąd przypadkowy. Z przyzwyczajenia kupując coś u danego sprzedawcy, kliknęłam na "Pokaż inne przedmioty...", co oczywiście wywołało reakcję łańcuchową i poza pożądaną przeze mnie maskarą w wirtualnym koszyku wylądował jeszcze EOS. Bo przecież kupując kilka przedmiotów, za przesyłkę płacisz tylko raz! ;P
Muszę przyznać, że naprawdę polubiłam to "dziwadełko" ;). Balsam ma aksamitną konsystencję, gładko sunie po ustach, konsystencję określiłabym jako lekko wodnistą (w porównaniu do mojego pielęgnacyjnego faworyta - pomadki Burt`s Bees, o której pisałam tutaj). Nawilżenie nie jest permanentne, ale mimo wszystko jak najbardziej przyzwoite. Zapach jest dość intensywny, wrażliwym nosom może przeszkadzać. Co ciekawe, w opisie aukcji allegro produkt figurował jako "miodowy" (zdjęcia były jedynie poglądowe), możecie więc sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy się okazało, iż produkt w rzeczywistości pachnie mieszanką melona (honeydew) i wiciokrzewu (honeysuckle) :D. No cóż, najwyraźniej nie wszyscy wiedzą, do czego służy słownik... ;P Smak jest również wyczuwalny, delikatnie słodkawy, może drażnić, ale mi wcale nie przeszkadza. Na tle innych balsamów EOS nie wyróżnia się jakoś szczególnie. Ot gadżet, ale za to jaki fajny! :D

Kusiło mnie, ale z drugiej strony stwierdziłam, że użytkowanie może być mocno utrudnione w momencie, kiedy trochę balsamu już się zużyje... No chyba, że pędzelkiem go wtedy :))
OdpowiedzUsuńViollet, też się nad tym zastanawiam, ale coś czuję, że do tej pory pewnie i tak go zgubię;)
OdpowiedzUsuńO zrobiłaś recenzję tego jajca :) Dla mnie to śmierdziuch i nic mnie do niego nie może przekonać. Swoją drogą też tak masz, że jak coś śmerdzi to przestajesz używać, czy tylko ja mam taki wyczulony węch? ;)
OdpowiedzUsuńchciałabym takie jajo ale w jakiejś cytrusowej wersji ;D
OdpowiedzUsuńo napisz jak się bedzie spisywał na ustach
OdpowiedzUsuńKorciło mnie aby zakupić to jajo ale się powstrzymałam tłumacząc sobie, że produkt ten na pewno nie jest lepszy od znanych mi balsamów do ust :)
OdpowiedzUsuńTwoja opinia tylko przekonała mnie, że raczej miałam rację :))
Sprawdzanka, ano zrobiłam;) hmmm... coś musiałoby naprawdę śmierdzieć, żebym przestała używać;)
OdpowiedzUsuńprincetonxgirl, na pewno jest takowa, trzeba tylko poszukać;)
saharu, napisałam przecież:D jest w porządku, nawilża przyzwoicie:)
Ania, miałaś rację, na pewno są lepsze balsamy:)
OdpowiedzUsuńHm ja mam w planach blsaamy z W7 albo Smackersy teraz =]
OdpowiedzUsuńAle jajo samo w sobie ciekawe =]
Takiej gadżeciary jak ja jednak nie zraża :P Pewnie go kupię dla samego 'mania' ;)
OdpowiedzUsuńheheh śmiesznie wygląda;)
OdpowiedzUsuńGratuluję! Nominuję cię do 'One Lovely Blog Award'.
OdpowiedzUsuńNatasza, smackersy też są niczego sobie, na pewno kiedyś wypróbuję;)
OdpowiedzUsuńAla, to zupełnie jak mnie;)
Miss Weg, a jaki efekt, jak nakładasz na usta w miejscu publicznym, wszyscy robią wielkie oczy:D
lifkaaxd, dzięki, ale już brałam udział:)
kilka razy zabieralam sie za jej kupno na allegro ale jakos nie moglam sie zdecydowac . a teraz jeszcze Twoj post mnie kusi ;)
OdpowiedzUsuńMam summer fruit i jednak zapach mnie trochę odrzuca, mimo tego że jajo jest skuteczne :)
OdpowiedzUsuńFajny gadżet :)
kusi mnie ten gadżet :-)
OdpowiedzUsuńKusisz, jak tylko zużyję troszkę swoich "zapasów" z pewnością się na niego skuszę.
OdpowiedzUsuńJa jednak poszłabym jednak bardziej w wersję owocową. :)
Poważnie zastanawiam s nad jego zakupem, miałam okazje wypróbować go na ustach bo moja szwagierka(YTbowiczka) dostała go z USA. Hmm...nie doznałam jakiś niezwykłości w tej pomadce, ale przyznaje podoba mi s jej design, a ty jeszcze dodatkowo mnie kusisz hihi
OdpowiedzUsuńhttp://mkmakeupstyle.blogspot.com/
Na pewno zakupię. Pytanie tylko kiedy. :D
OdpowiedzUsuńbyłam o krok od kupienia al pomyślałam poczekam co wy będziecie pisać o tym i teraz raczej nie kupię go:)
OdpowiedzUsuńhttp://kobiece-wariacje.blogspot.com/
Zostałaś otagowana! Po szczegóły zapraszam tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://viollet-na-obcasach.blogspot.com/2011/07/makijazowe-zeznania.html
ale mnie korci żeby kupić i to okropnie : D
OdpowiedzUsuńZostałaś otagowana! Szczegóły na moim blogu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Smieti, gadżet jest na pewno warty wypróbowania;)
OdpowiedzUsuńIwetto, melon pachnie jak najbardziej naturalnie;)
kasiek.pe, skąd ja to znam;)
lady_flower123, a melon to nie owoc?;P
mkmakeup, design na pewno wyróżnia ten produkt:)
Sonnaille, przyjdzie w końcu taka pora... :D
kobiecewariacje, hmmm, moim celem nie było zniechęcać, pielęgnacyjnie balsam się nie wyróżnia, ale designersko na pewno;)
Viollet, Sonnaille, dzięki:*
meryx965, jak okropnie, to trzeba kupić;)))
mnie jajkomania nie wciągnęła, chociaż eos wygląda ciekawie :) w najbliższym czasie zdrady carmexa jednak nie planuję.
OdpowiedzUsuń