W tym roku lato było dla nas wyjątkowo łaskawe i pozwoliło nacieszyć się słońcem i ciepłem przez wiele dni, a nawet tygodni. Tym bardziej obawiam się, że zderzenie ze zbliżającą się wielkimi krokami jesienią, którą już pomału czuć w powietrzu, będzie dla mnie wyjątkowo bolesne. Jak więc zatrzymać lato i piękną opaleniznę na jak najdłużej? Ano tak...
Na balsam samoopalający z Pat&Rub skusiłam się przy okazji 20% zniżki w sklepie internetowym marki. Owszem, na drogeryjnych półkach aż roi się od tego typu produktów, ale mnie kusiło, żeby sprawdzić, czy balsam o naturalnym składzie będzie lepszy od tych naszpikowanych chemią.
Kompozycja składników prezentuje się następująco:
roślinny DHA* – opala bez słońca
ekstrakt z łupin orzecha* – poprawia koloryt skóry
hydrolat z kwiatów rumianu rzymskiego* – łagodzi, działa przeciwzapalnie
ekstrakt z kwiatów kocanki* – nawilża, zwalcza wolne rodniki
olej z marchwi* (betakaroten) – chroni skórę, regeneruje
masło makadamia* – odżywia i chroni
olej słonecznikowy* – uelastycznia i nawilża
roślinna betaina* – silnie nawilża
naturalna witamina E* – wygładza, ujędrnia, natłuszcza i nawilża
inne roślinne substancje natłuszczające i nawilżające*
*surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym
Balsam zamknięty jest w wygodnym opakowaniu zaopatrzonym w pompkę, która pozwala dozować produkt wedle potrzeby. Sama butelka wykonana jest z przezroczystego plastiku, dzięki czemu możemy kontrolować zużycie.
Krem ma żółte zabarwienie, ale szybko się wchłania, pozostawiając skórę miękką i nawilżoną. Efekt subtelnej, ale jak najbardziej widocznej opalenizny pojawia się po 2-3 użyciach. Następnie dla podtrzymania efektu, zgodnie z zaleceniem producenta, balsam należy aplikować co ok. 2 dni. Produkt nie brudzi bielizny, ale zaznaczę, że zazwyczaj aplikuję go na noc, dając mu czas na solidne wchłonięcie. Nie pozostawia też typowego zapachu samoopalacza, choć do bezzapachowych też nie należy.
Polubiliśmy się, choć zasadnicze manko to oczywiście cena, która sięga 95 zł za butelkę o pojemności 200 ml (w promocji cena to ok. 70 zł). Biorąc pod uwagę, że balsam aplikujemy na całe ciało, kosmetyk znika w tempie niemalże ekspresowym. Za każdym razem gdy mechanizm pompujący kosmetyk znacząco przesuwa się ku górze, serce prawie mi się kraje ;). Mimo że z efektu, jaki daje na skórze jestem bardzo zadowolona, nie wiem, czy wart jest aż takiej inwestycji.
Jeśli interesuje Was dobra, choć już nie tak naturalna, alternatywa, nie przegapcie kolejnych postów. O kosmetykach pozwalających nam zatrzymać na skórze trochę słońca będzie tu jeszcze w najbliższych dniach mowa :).
jestem go bardzo ciekawa! ostatnio nachodzi mnie myśl, aby taki jakiś utrwalacz mojej pieknej opalenizmy przygarnąć :)
OdpowiedzUsuńmyślę, że warto, jeśli nie ogranicza nas budżet :)
UsuńBardzo ciekawa go jestem, ale zważając na cenę, chyba się nie pokuszę o zakup ;)
OdpowiedzUsuńObawiam się wszelkich kosmetyków samoopalających.
OdpowiedzUsuńBrak mi wprawy w aplikacji, niestety.
Tym balsamem nie jesteś w stanie sobie zrobić krzywdy, no chyba że nałożyłabyś go bardzo nierównomiernie, ale generalnie nie zostawia żadnych smug czy pomarańczowych placków :)
Usuńrzadko sięgam po produkty samoopalające ze względu na ich zapach. Zresztą leniwa jestem jeśli chodzi o wcieranie czegoś w ciało, raz się posmaruję potem mi się nie chce i w efekcie jestem blada, dlatego nie skuszę się na ten produkt aczkolwiek gdybym miała już wybierać na pewno byłoby to coś o naturalnym składzie:)
OdpowiedzUsuńhaha, miewam tak zazwyczaj zimą, ale latem, jak jest gdzie jeszcze nogi pokazać, to staram się być systematyczna :)
UsuńU mnie całkiem dobrze sprawdza się balsam brązujacy lirene
OdpowiedzUsuńMiałam go i faktycznie był niezły, ale zapaszek był dość silny niestety
UsuńNo cena niestety dość wysoka, ale dla pięknej skóry warto :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś zadowolona.
Jestem, jestem, przynajmniej nie będę świecić swoją bladością na plaży :D
UsuńMoja opalenizna też zaczyna znikać, niestety. Na Put&Rub się nie skuszę, ale muszę jakoś powstrzymać ten proces. Zwykle używałam balsamu z Perfekty, ale starą wersję wycofali, a nowa to już nie to samo. Chętnie poczekam na twój kolejny post. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPewnie jutro się ukaże :)
UsuńOk, to do jutra:)
UsuńBardzo go lubię za efekt,ktory daje,ale jego zapach mnie drażni:( ale warto się przemęczyć:)
OdpowiedzUsuńjest specyficzny, nie samoopalaczowy, ale też fiołkami nie pachnie ;)
Usuńjak skończy mi się ziaja, to pewnie spróbuję :)
OdpowiedzUsuńDla mnie za drogi, wolałabym jakąś próbkę niż zainwestować w niewiadomą :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
pomacać można zawsze w sephorze, może nawet próbkę zrobią, jak się poprosi ;)
UsuńWszelkim tego typu produktom mówię duże nie od zawsze. Jedynie rajstopy w sprayu z SH są ok i je bardzo lubię. Balsamów opalających, samopalaczy itp. nie kupuje od zawsze i nie kuszą.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pokażesz efekty na ciele ;-)
OdpowiedzUsuń